Spis treści

« postacie i redaktorzy

Banda bandycka

Banda bandyckagrupa meneli zorganizowana grupa przestępcza, która w 2015 roku napadła i pobiła Krzysztofa Kononowicza w Pałacu Prezydenckim .

Członkowie

290px-kononowicz_pobicie.jpg
Prezydent udzielający wywiadu z podbitym okiem i obitymi jądrami (oboma)

W skład bandy bandyckiej wchodzili Chomontowski Marek, Biały Marcin, Skórczyński Maciej, Wysocki Jakub i tajemniczy Radosław N., który nie był znany Kononowi. Oprócz tego ostatniego wszyscy bywali na Szkolnej – pili tam albo pomieszkiwali – toteż ich personalia figurowały w prezydenckim kapowniku. Knur czasami dawał im pieniądze i kupował olkohol . 11 września 2015 trzech członków bandy: Chomontowski, Biały i N. dopuściło się ataku na Kononowicza . Skopali go i pobili go po jądrach (obu) i ukradli pieniądze oraz sprzęt elektroniczny. Zostali zatrzymani przez policję kilka godzin po zdarzeniu na skwerze Ludwika Zamenhofa w centrum Białegostoku.

Chomontowski Marek

Urodzony w 1961 roku, recydywista, mieszkaniec Wasilkowa, mózg bandy. Przed napadem znał Kononowicza, gdyż został przyprowadzony na Szkolną przez jednego z jego lokatorów. Gdy dokonywał napaści, był poszukiwany przez policję, bo nie powrócił do zakładu karnego z przepustki. Na procesie mówił, że tego dnia w ogóle nie odwiedził Nibembena, dopiero w mowach końcowych przyznał, że był tam, ale ma tak słaby wzrok, że nic nie widział. Wyznał, że: Tam wiele było rzeczy science fiction, niewyjaśnionych, niezbadanych wręcz . Został skazany na 3,5 roku więzienia i tysiąc złotych zadośćuczynienia.

Biały Marcin

Urodzony w 1978 roku, multirecydywista, mieszkaniec Białegostoku. Podobnie jak Chomontowski znał wcześniej prezydenta, bo bywał na belwederskiej melinie . Pan bandyt , jak określił go Knur, groził mu, że zabije go, jeżeli ten powiadomi policję. Swoim telefonem komórkowym zrobił też zdjęcia dowodów osobistych Kononowicza i jego lokatorów. Sąd wlepił mu 4,5 roku odsiadki i tysiąc złotych zadośćuczynienia.

Radosław N.

Urodzony w 1981 roku, oczywiście recydywista, najbardziej tajemniczy z napastników. Pochodził z Grajewa. Podczas ataku miał na sobie białą kurtkę. Był inicjatorem napadu i najbardziej brutalnym z bandziorów. Jako pierwszy zaczął okładać Konona i straszył, że pobije go młotkiem. Otrzymał wyrok 3,5 roku pozbawienia wolności, a także zmuszony był zapłacić tysiąc złotych zadośćuczynienia. Jako jedyny pojawił się na końcowej rozprawie, doprowadzony z aresztu.

Skórczyński Maciej

W momencie napadu mieszkał w Belwederze i wpuścił sprawców do środka. Jego udział w przestępstwie nie jest do końca jasny. Być może działał w porozumieniu z bandą, bo został zatrzymany przez policję razem z Białym i niejakim Wysockim Jakubem. Ponadto znaleziono u niego słuchawki, które według zeznań Knura miały paść łupem bandziorów. Na procesie pełnił funkcję świadka i zeznawał przeciwko złoczyńcom.

290px-kononowicz_rozprawa.jpg
Krzysztof Kononowicz w otoczeniu prawników na procesie bandy bandyckiej (2 czerwca 2016)

Wysocki Jakub

Nie brał bezpośredniego udziału w napadzie, ale pomagał Białemu w „przelaniu” pozyskanych pieniędzy. Został aresztowany wraz z nim i Skórczyńskim. Wcześniej znał Kononowicza i bywał w belwederskiej noclegowni. Mieszkał za mostem , co świadczy, że na pewno musiał być nikczemnym człowiekiem.

Proces

Proces bandy bandyckiej rozpoczął się późną jesienią 2015 roku. Biegli uznali Konona za poczytalnego, toteż pełnił on funkcję oskarżyciela posiłkowego. 2 czerwca 2016 roku ogłoszono wyrok w sprawie napadu. Multirecydywista Biały Marcin dostał najwyższą karę – 4,5 roku więzienia. Pozostali sprawcy dostali po 3,5 roku. Każdy z nich musiał dodatkowo zapłacić Kononowiczowi po tysiąc złotych z tytułu częściowego naprawienia szkody. Prezydent domagał się 15 lat i 30 tys. złotych, o wyższe kary wnioskował też prokurator. Obrońcy oskarżonych wnosili o uniewinnienie. Podkreślali, że prokuratura akt oskarżenia oparła wyłącznie na zeznaniach Knurowicza. A te były niespójne i niejasne. W jego relacjach zmieniała się liczba sprawców oraz poniesione straty, a na początku śledztwa nie wspominał nawet o młotku, którym mu grożono.